Shitproof and madness

piątek, 10 stycznia 2020

Ekipa Jądruś

Chwacko przeszedłem do obmyślania planu szybkiego wzbogacenia się. Postanowiłem podejść do problemu nowocześnie i metodycznie. Odpaliłem jutuba na komórce i sięgnąłem po radę najwspanialszych przedstawicieli Netosfery. Sięgnąłem dalej niż zamierzałem, jednak algorytmy amerykańskich korporacji były nieubłagane. Prowadziły do celu niczym czołgi Armii czerwonej, niczym słonie Hannibala przekraczającego Alpy, po godzinach poszukiwań w końcu dotarłem do mojego Świętego Graala. Zgodnie z radą mojego kołcza zacząłem od wyznaczenia celów przybliżających mnie do wymarzonego celu. Niczym Sherlock zacząłem badać teren i stawiać najważniejsze w mym życiu pytania. Pytania specjalne, dogłębnie egzystencjalne, można powiedzieć, że przesiąknięte skumulowaną wiedzą i energią wszystkich największych przewodników duchowych na Ziemi, Jezusa, Buddy, Konfucjusza janajwiększego z nich wszystkich, oświeconego Kołcza Majka.
- Czego oczekuję? Mamony lecz nie, tego zwodniczego demona hedonizmu i władzy, a pieniędzy płynących ze sprawiedliwości społecznej. Dolarów, które mi się po prostu należą.
- Jak chcę dotrzeć do celu? Szybko niczym wiatr mknący na skrzydłach nadziei i sprawiedliwości społecznej.
- Jak wiele czasu ma mi to zabrać? Jak najmniej, albowiem czas to pieniądz. - Powtarzałem mantry.

Naładowany pozytywną energią i przekonaniem, że "jestem zwycięzcą!!!!" sięgnąłem w głąb siebie w poszukiwaniu Nirwany jednakże zagubiony (i głodny) odnalazłem jedynie pustkę. Byłem na to przygotowany. Kołczowie mnie przed tym ostrzegali. Z reguły zawali dawali remedium na ten stan dopiero po tym jak pieniądze wpływały na konto.Wtedy odsyłali oświecone materiały pozwalające podróżować Ścieżką Prawdy mijając mielizny sceptycyzmu i niepewności. Jednakże mądrzejszy o doświadczenia z Mbepe (niech go Mzimzu skarci!), oglądałem jedynie tych, którzy swoim oświeceniem dzielili się chętnie i za darmo. Najmądrzej brzmiał Wielki Mistrz Krzychu, secesjonista z ruchu Hare Kryszna.  Poza tymi wstawkami o mantrowaniu 1728 razy dziennie. Jestem ze wszech miar wyjątkowym człowiekiem, czułem, że to zbytek, zbyt wielka częstotliwość zniszczyła, by mój zapał, tak częste praktyki są potrzebny gorszym ode mnie jednostkom. Pominąwszy więc detale przeszedłem do medytacji, bo jednak trzeba coś tam wypróbować wedle wypróbowanych rytów. - Zanuciłem więc - Kryszna Kryszna Hare Hare Hare Rama Hare Rama. Rama Rama Hare Hare, chcę być bogaty Kryszna Kryszna Hare Hare Hare Rama Hare Rama. Rama Rama Hare Hare OM... Chcę mieć władać światem Kryszna Kryszna Hare Hare Hare Rama Hare Rama. Rama Rama Hare Hare OM... Chcę się uwolnić z pęt władzy i zależności... Kryszna Kryszna Hare Hare Hare Rama Hare Rama. Rama Rama Hare Hare OM... Chcę zerwać okowy w jakie zakuły mnie siły Potęg starszych ode mnie... OM Hare Hare Hare Kryszna Kryszna Hare Hare Hare Rama Hare Rama. Rama Rama Hare Hare OM... Chcę być zdobywcą! - podniosłem myślogłos, bo poczułem mistyczną, starożytną, uśpioną w lędźwiach siłę, która rozprzestrzeniając się zgodnie z rozkładem arterii żył i tętnic podnosiła energię potencjalną każdej mojej komórki. Niektórych nawet bardziej niż innych. Kumulowała się niebezpiecznie. Zacząłem dostrzegać światło - Om Hare Hare Hare Kryszna Kryszna Hare Hare Hare Rama Hare Rama. Rama Rama Hare Hare OM... Chcę być KONKWISTADOREM! CHCĘ BYĆ WSPÓŁCZESNYM DŻYNGIS-CHANEM! - Moc rozbłysła setką promieni, doznałem Katharsis, sięgnąłem Nirvany... Wprost tryskałem szczęściem, kiedy odkryłem swoje poprzednie wcielenie. Tryskałem długo, nieustająco. Wiedziałem już jak podbiję świat...

Oświecenie było wyjątkowo przyjemne. Moc kazała mi usiąść i wklepywać w przepastne czeluści Internetu kolejne frazy:

"Sperma - cena za litr", "Sperma skupy" "chcę być ojcem twoich dzieci - ogłoszenia", "Sperma - jak zostać dawcą?", "badania nasienia", "siew bombelków", "agrokultura dzieci - kapusta".

Szybki risercz dał nadspodziewanie ciekawe wyniki. Oprócz mało przydatnych informacji z Centrali warzywniczo-nasiennej która nasienie chciała sprzedawać mi, odkryłem, że to wyjątkowo intratne zajęcie. Zbijać na nim można było prawdziwe kokosy. Dosłownie i metaforycznie zarazem. Co więcej ma boska genetyka, wzorem mojego duchowego poprzednika chciała rozkwitać, przejawiać się w feerii fenotypów. Chciałem, aby każda para na Ziemi mogła się cieszyć upragnionym potomkiem, równie pięknym i inteligentnym jak jego biologiczny projektant.

Postanowiłem więc trochę poćwiczyć. Rozpocząłem preludium programu prepopulacji , roboczego nazwanego przeze mnie "Dawca życia 2.0". Wiadomo, że najlepszy produkt jest pochodną włożonego wysiłku, pracy zespołowej, handmade'u, surowców i marketingu. Taki bimber na ten przykład. Przed wyklarowaniem kryształowego piękna, ambrozji smaku i aromatu, potrzebuje predestylacji. Wyciągnięcia mętnych, zbytecznych, szkodliwych wręcz, fuzli. Nie zamierzałem handlować byle czym. Nie zamierzałem uprawiać byle jakich bombelków. Zamierzałem być Ojcem NadBombelków, UberKinderMenschów dwudziestoczterokaratowch, nowej rasy Panów świata!

Dlatego zacząłem od ściągania genetycznych fuzli i niedoskonałości. Przyjąłem pozycję jaką znalazłem w supertajnych indyjskich Sutrach Miłości i rozpocząłem joginistyczne wygibasy. Afirmacje odniosły nadspodziewanie przyzwoite skutki. Do mojej pieczary wtargnęła, kusząco zmysłowa Jennifer Lawrence, ubrana adekwatnie do sytuacji. Opadła powoli na kolana, uśmiechając się z gracją zmysłowej Mystique. Zbliżała się powoli, powoli przyjmując pozycje dopasowane do naszego zmysłowego Twistera rozkoszy. Możliwości i gibkości mogły by jej pozazdrościć enerdowskie gimnastyczki, a nawet ta dziewczyna z Ringu, która popierniczała na czworaka cyckami do nieba. Zbliżała się powoli i nieubłaganie. Czułem ogarniające mnie ciepło jakie od niej biło... Nagły rozbłysk światła zakończył mój gwałtowny romans. Nie było już Twistera, nie było sutr miłości, nie było jogińskich pozycji, nie było też Jennifer ani nawet Lawrence.

Była gorączka, zwichnięty bark, rozbita głowa i halucynacje z niedożywienia. No i byłbym zapomniał, były jeszcze te kurewskie ziemniaki...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz