czwartek, 2 stycznia 2020

Dzień Pierwszy - Plan A

- Nowy Rok, Nowy Ja! - pomyślałem. A Myśl ta owładnęła moim mózgiem niczym smak tofu podniebieniem prawdziwego smakosza. Hedonistyczne pragnienie luksusu i władzy pchało mnie coraz silniej w zimne łapska rzeczywistości. Szarej, brunatnej rzeczywistości zdominowanej przez Dyskurs, który nie jest moim Dyskursem.
- Jestem tylko smutnym premilenialnym Millenialsem - pomyślałem smutno. - Najwyższa pora coś z tym zrobić!

Szybki Gugiel poprawił mi nastrój. Potrzeba docenienia mej niepowtarzalności została prawie zaspokojona. Nie sądziłem, że to takie proste. Odpowiedzią na pytanie "jak zarobić łatwy hajs", był nieprzerwany strumień bardzo atrakcyjnych ofert. Po niecałych dwudziestu minutach okazało się, że jestem milionowym czytelnikiem trzech portali, które zaoferowały mi po najnowszym Iphonie 6S! Dacie wiarę!? A kolejne kilka, samochód, mieszkanie, podróż do Tunezji i roczny zapas jakiegoś preparatu dla harcerzy i surwiwalowców, który ułatwiał rozpalanie konarów. W sumie to nie wiedziałem po kiego grzyba mi ten środek, ale po krótkim namyśle zdecydowałem się go opylić na Allegro. Ma się w końcu tę, żyłkę do interesów. A no i hajs się przyda na nowej drodze życia. Pewnie ten milion dolarów od księcia Mbepe z Mozambiku, by wystarczył, ale lepiej mieć więcej niż mniej. To mądre. Nie ma co liczyć, że za pomoc w przekazaniu jego maila do jego rodziny, skapnie coś więcej. W końcu to burżuj, oni nic a nic, nie rozumieją ze strasznej doli proletariuszy.

Sukces, tak niespodziewany, nieco mnie oszołomił. Karuzela wydarzeń jednak nie spowalniała. Ruszyła lawina wydarzeń mająca zmienić absolutnie wszystko.
Zaczęło się od maili. Bardzo pikantnych  i obiecujących (wielce obiecujących!)... Nagle zacząłem otrzymywać zaproszenia od wszystkich samotnych i napalonych dam z okolicy. Z dużym zainteresowaniem zacząłem śledzić pojawiające się oferty. Damy te, wszystkie w nieprzystojnych i nieprzyzwoitych pozach, oferowały mi absolutnie wszystko, i to z całym dobrodziejstwem inwentarza. Czasem nawet było ich dwie lub więcej i kusiły mnie bardzo wytrwale. Piorun zimnej logiki poraził moje rozpalone wnętrze, błysk zrozumienia sprowadził ożywczy powiew lodowatej jasności. - Ha - pomyślałem - To z pewnością jakieś puszczalskie wyzyskiwaczki, chcące mnie zrobić w bombelka! - Wtedy Wzgardziłem.
- Stać mnie na więcej. Jestem bogaty, atrakcyjny, i mam wpływowych przyjaciół pośród koronowanych głów! Nie dla psa kiełbasa! - Ostatnia myśl okazała się nieco kłopotliwa.

Zalew matrymonialnych propozycji nawet mnie nie zdziwił. Tak ogromny sukces musi przyciągać uwagę. Pierwszy raz słyszałem o tak szczęśliwym zbiegu okoliczności i to w tak krótkim czasie. Szaleństwo! Jednakże napływ ten musiał się wiązać z tym, że... Oni już wiedzą. Logika była nieubłagana. Jestem śledzony - ta myśl była jeszcze bardziej oszałamiająca od tych poprzednich - Ciekawe tylko przez kogo? - Wrogowie. To z pewnością wrogowie. - znów pomyślałem, bo to szło mi dzisiaj całkiem nieźle. Na myśli tej jednak nie poprzestałem. Ponieważ jestem także człowiekiem czynu, przeszedłem rychło do działań przygotowawczych.

Otworzyłem czarny kajecik, wyjąłem czarny długopis i na mojej czarnej liście zacząłem wykreślać kolejne odrzucane pozycje. Szło opornie. Lista nie była długa, liczyła tylko trzy pozycje, jednakże trzeba było się jej dobrze przyjrzeć. Czarny atrament na czarnym papierze lśnił tylko nieznacznie, pozostawiając za obsadką błyszczący ślad podobny do ślimaka. Wślepianie się w kartkę jak sroka w gnat zajęło mi chwilę, a czas zdawał się gęstnieć i spływać ciężkimi, dudniącymi kroplami, odliczając nieubłagane tik-tak, tik-tak.

 Wrogi blitzkrieg ewidentnie grał tu na moją niekorzyść. Skoro dowiedzieli się tak szybko to z pewnością muszą to być wpływowi ludzie. W pierwszym odruchy odrzuciłem więc pierwszą z pozycji na mojej liście - Narodowców. Ta brunatna plaga to czysty margines. - pomyślałem - I do małp podobni! - dodałem w duchu, i to z nielichą satysfakcją. Pozostali zatem... Kler i Liberały! - Krew w żyłach ścięła mi się na moment w gęsty syrop a serce zamarło w bezruchu. Oczami wyobraźni kreowałem już najczarniejsze scenariusze. Widziałem siebie jak czeznę w watykańskich kazamatach, torturowany przez Inkwizytorów z tego ichniego Hogwartu. Prawie czułem zapach różanego kadzidła i szelest ich powłóczystych szat, które z lubością rozpinali, aby mym oczom ukazywały się poświęcone obrazki i różańce. Nawet mój myślogłos łamał się, zanikał i łkał cichutko strwożony tymi wizjami. To była tortura strachu jakiej poddawano zawsze Giordanów Brunów i Galileuszy wszystkich epok i kontynentów. - Zbrodniarze! - myślogłos podniósł się ostatni raz i zamarł. Odpłynąłem w dające ukojenie omdlenie.

Ocknąłem się wyczerpany. Przerażenie jednak przeszło równie szybko jak dezorientacja. Kiedy świadomość wróciła, lęki przed inkwizycją przepędził rachunek sumienia. U spowiedzi świętej byłem trzy tygodnie temu, pana Boga obraziłem następującymi grzechami:
x^2-4x+3=x^2-x-3x+3=x(x-1)-3(x-1)=(x-1)(x-3) @$#$#%$^%$&*((&)(*^&%$#%@$#%^&****
^%$#@@%$#%$%*(())_+_)_((&^&%%$#$@#@@@#@$%#%^&^&^*(&(*&)*)(*_)()(+_)_)*&^
%%$$##@#@#$@#@@!!#@$@$#@@#$@$#@,
Więcej grzechów nie pamiętam, poprawę obiecuję, a Ciebi.... - Co też ja robię! - wykrzyknąłem a następnie zdałem sobie sprawę z absurdalności całej tej sytuacji.
Przecież ksiądz zawsze puka trzy razy! Zawsze. A skoro tak, to do skrzynki mailowej też pewnie, by zapukał. W konfesjonale nigdy mu nie otwierałem, a sam nie wychodził. Znaczy się to pewnie taki ich zwyczaj i jakieś tabu, którego niewolno złamać. A poza tym, no komu jak komu, ale księżom raczej nie wypada chodzić na włam. Ta opcja więc odpada.

Żelazna logika podpowiedziała, że jest jeszcze jeden wariant, może nie lepszy, ale z pewnością mniej tradycjonalistyczno-patriarchalny, ale za to nieuchronny. Krwawe mordy ociekające śliną i leseferystycznym jadem sączonym do uszu niewinnych dzieci. To z pewnością te żądne krwi liberalne paskudy. Skoro wiedziałem kim jest wróg, to miałem już plan...

Po bezsennej nocy wstałem wyczerpany ale przesiąknięty determinacją wiedziałem co zrobić. Dałem się złapać w konsumpcyjne sidła jakie na mnie zastawili kapitaliści, marnym pocieszeniem było, że zostałem tylko liderem biznesu, bo dziki seks odrzuciłem. Niesamowite zbiegi okoliczności teraz już łatwo było wyjaśnić. Złamali mnie hedonistyczną orgią konsumpcji i upozorowali to wszystko na kumulację szczęśliwych trafów. - Nie sprzedałem się tanio przynajmniej - pomyślałem, a błyskotliwa ta myśl jaśniała ku pokrzepieniu serc, w nieboskłonie mych trzewi...

Ubrałem się pospiesznie i bez cienia niepewności przystąpiłem do działania. Wiedziałem, że przyjdą. Staną przed drzwiami i nocą, kolbami w drzwi załomocą. I będę musiał im dać to czego chcą. A chcą zapewne moich niesamowitych talentów na swoich usługach, chcą zawładnąć ostatnimi enklawami prawdziwej wolności i demokracji. Załkałem cicho, łza się w oku zakręciła... Żal ścisnął serce, wiedziałem już, że na ich czarnej liście jest Kuba. I Korea i Wenezuela. Wrodzona szlachetność kazała mi stawić opór Krwiopijcom z Apple'a i Rainbow Tours, bronić bratnie narody, jednak uczciwość silniejsza była i wiedziałem, że muszę spłacić dług. Bo ja zawsze spłacam swe długi. I wyrównuję rachunki.

Wstał świt. A ja nadal czekałem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz