niedziela, 5 stycznia 2020

SS, BDSM i Apokalipsa Apokalipsa

Otulony przyjemną czernią zauważyłem powolną zmianę otoczenia. Pośrodku aksamitnego mroku rosła kula światła. Mimo, że szybko urosła do rozmiarów piłki do kosza mrok dalej oblepiał każdy kąt. Przez niesamowite źródło światła mrok wydawał się jeszcze bardziej dojmujący. Mimo iż na kulę prawie nie dało się patrzeć, to świeciła jakby do wewnątrz. Zapulsowała i dał się usłyszeć mocny Głos...

- Szalom! - Przywitał się energicznie Głos, po czym zapadła cisza pełna oczekiwania na odzew.

- Szalom! - Odrzekłem nieco speszony. - Kim jesteś i co Cię do mnie sprowadza?

- Jesteśmy duchem Społecznego Semityzmu! Mamy gescheft! Dobry gescheft dla Ciebie! Dużo dobra, dużo dolarów, Aj Waj! Będziesz Pan zadowolony! Bardzo zadowolony, Aj Waj!

- Bardzo mi miło Duchu Społecznego Semityzmu, ale możesz jaśniej? O jaki interes konkretnie Wam chodzi? Dlaczego przychodzicie z nim do mnie, no i dlaczego mówicie o sobie w liczbie mnogiej, u licha?

- Aj Waj - zaczął - konkretny Pan jesteś, nie ma co. Mówimy razem i myślimy Razem. Jesteśmy Jednogłosem, aczkolwiek jest nas Legion! Wybraliśmy Cię, ponieważ obserwujemy Cię od dawna. Jesteś ostatnim przedstawicielem zapomnianego, Trzynastego Plemienia Izraela! Aj Waj w Tobie jest silne, Aj Waj! - Ciągnął hipnotycznym, podnieconym tonem Duch - Ty poprowadzisz nasze Legiony, walkę wygrasz! Zaprowadzisz Sprawiedliwość Społeczną, odzyskasz mienie zabrane i staniesz się Ojcem Protektorem Wszystkich, którzy się do Nas przyłączą! Najpierw jednak na znak przymierza pójdziesz na Białą Górę z dwoma stellami ze szlachetnego bazaltu spod Izbicy, tam rozbijesz obóz i przez 40 dni i nocy będziesz czekał na znak, nie zejdziesz ani na moment a za pokarm służyć ci będzie rosa i świerszcze!

- Powiedzmy, że się zgadzam... - Myśl o pełnieniu przewodniej roli Narodu była ekscytująca. - Jednakże co ja z tego będę miał? W końcu to niebezpieczne!

- Dajemy Ci Szybkie pieniądze, Łatwe auta i Władzę nad kobietami!

- Widzę, że to Propozycja-Nie-Do-Odrzucenia, - rzekłem i otarłem rękawem cieknącą ślinę, bo ostatnia propozycja wyjątkowo mi się spodobała - ale jak ja tego dokonam? W tej chwili jestem tylko pionkiem zależnym od woli Możnych Tego Świata. W dodatku związany jestem więzami wdzięczności i posłuszeństwa. Byli już u mnie nawet Agenci...

- Agenci? - Zdziwił się Głos - Nikogo nie wysyłałiśmy.

- Noooo, przyszli niedługo po tym jak wygrałem milion dolarów, dwa Iphone'y, wycieczkę i zapas tej harcerskiej rozpałki. - To oni nie od Was są? Gadali coś o jakimś Królestwie w Izraelu...

- Poczekaj, musimy sprawdzić coś w bazie danych. Do Usłyszenia. Skontaktujemy się z Tobą.  - Coś pyknęło i znikli równie szybko jak się pojawili.

W tym samym momencie czerń wypełniająca pomieszczenie ściągnęła się w czarny ostrosłup przepasana grubym złotym łańcuchem z końca, którego dyndał oldskulowy klucz. Zaś pomieszczenie dla kontrastu stało się przeraźliwie białe i puste. Nim piramida skończył ściągać całun pokojowej czerni i  się w swej nowej formie utrwalać, tak jak poprzednio dał słyszeć się głos.

- Guten Tag! - Rozległ się złowieszczy, rytmiczny ryk. - Jesteśmy Binarnym Duchem Spisku Masońskiego i mamy dla Ciebie coś bardzo fajnego! - Zarapował Pierwszy głos, a Drugi podkładał tłusty bit, żeby nawijka lepiej wchodziła. Nie powiem, porwał mnie ten mechaniczny rytm i skłonił do podjęcia rozmowy.

-Powiem Heil, oficjalne powitanie to jest niczym mail! - Zarapowałem, jak mnie uczono, na modłę częstochowską - Miło, że wpadacie i do mnie gadacie! Czego konkretnie chcecie i co mi oferujecie? - Przeszedłem płynnie na staropolski rap szkoły szyku przestawnego.

- Damy Ci Władzę nad Światem, Wiedzę z Przyszłości i bardzo wiele Prawdziwej Miłości!

Spodobała mi się ta oferta. Nawet Żydów przelicytowali. Dobrzy są.

- Co więc mam robić mości Panowie, chcę szybko wiedzieć - szybko zarobię!

- Musisz w trakcie pełni złapać Trzy Albinotyczne Nietoperze, obedrzeć z nich futro, niczym z kury pierze! Rozpalić ogień Kielnią Szczerozłotą, uryną polewać popioły i błoto, zagnieść szybko ciasto z  korpuskułusa tego i ulepić ciałko Humunculusa w wiedzę bogatego! Włóż Golema do pieca, pokrop krwią serdeczną, wtedy będzie heca! Pięć zdrowasiek odmów, wstecz słowa składając, a na końcu żarem zasyp, przy tym tak wołając:

- Elemeledudki Długi a nie Krótki, Wstaje kiedy każę, zrobi co rozkażę! Dużo luzu, będzie ciasno, gdy wyrośnie Moje Ciasto! HU-HA! HU-HA! Będzie dzi-ka Roz-Pier-Du-Cha!

Potem należy zostawić ciasto w żarze na dwadzieścia godzin, lub do wyrośnięcia. Dla skrócenia czasu oczekiwania można do ciasta użyć sody oczyszczonej, ale osobiście nie polecamy. Przy pierwszym kontakcie z wodą, zwłaszcza święconą, może Humusiowi uderzyć do głowy sodówa. - Dodali pospiesznie, nie tracąc przy tym rytmu, lecz rymami już nie szafowali.

- Wszystko jasne, dziękuję potężnie i obiecuję niczego z instrukcyi nie zrobić pobieżnie!

- Zatem wszystko Alles Klar? Zrób to wszystko jak najprędzej, wnet przegnamy wtedy nędzę! Co masz robić? Powie Golem. I nie wahaj się ni chwili, żebyś potem nie zakwilił! Na nas pora, my znikamy, samego Cię nie ostawiamy, będziesz Wielki niczym Oz! - I w tej chwili znikł Dwugłos. W miejscu po piramidzie ze złotym kajdanem pojawiła się dziwna zielona mgła, niebezpiecznie przypominająca bawarskie spodenki na szelkach zwane Lederhosen. Dało się też słyszeć coś jakby słabnące echo jodłowania...

Niestety nie miałem okazji tego wieczoru odpocząć ani się zastanowić nad znaczeniem tych wszystkich wizyt, ani jak zrealizuję wszystkie te dziwne instrukcje. Z niesamowitą prędkością z góry pomieszczenia zaczął  padać gęsty deszcz ciemnozielonego kisielu. Okap wnet zzieleniał, zgęstniał i sople, z których odrywały się padające niczym deszcz krople przeciągnęły się aż do dna pomieszczenia i zlały w butelkowo zieloną, kwadratową lampkę nocną. Z miejsca standardowo zajmowanego przez żarówkę, wychodził długaśny kilkumetrowy ogon zakończony Jaszczuroludziem koloru, jakżeby inaczej, butelkowozielonego. Przycupnął na skraju pokaźnej, kubistycznej lampy i nim zdążyłem się otrząsnąć, zagaił:

- Widzę, że już nie śpisz Przyjacielu. To doskonale. Jestem Duchem Kosmicznego Szwadronu Zielonej Latarni. Wiem kim jesteś, Twoja Szlachetność i Umiejętności zwróciły na Ciebie moją uwagę. Do Ziemi zmierza Bionekrotyczny Byt zwany Apokalipsem - Pożeraczem Światów. Tylko Ty możesz go powstrzymać!

- Ale jak? - Zapytałem łamiącym się głosem. Kojarzyłem nazwę i wiedziałem, że nie wróży nic dobrego.

- Spokojnie młody Padawanie! Moc w Tobie jest silna... Jako głównodowodzący obroną Wszechświata zostawię Ci broń o niespotykanej sile rażenia, jedyne rzeczy, które mogą powstrzymać Apokalipsa! Oto trzy dary dla Ciebie - sięgnął za siebie i coś wyciągnął ze swojej Lampy. Oto Orioński Kołczan Prawiności! - rzekł wręczając mi gustowną saszetę ozdobioną iskrzącymi się kamieniami w kolorze, jakżeby inaczej, butelkowej zieleni. - Doceń go, sięgaj do niego tylko w najwyższej potrzebie, a wtedy wyciągniesz z niego to czego akurat najbardziej potrzebujesz! - Następnie znowu sięgnął za siebie, pogrzebał przy styku ogona z lampą i mym oczom ukazał się najwspanialszy widok świata.

- Drugim darem dla Ciebie jest Jadeitowy Dres! -Wyciągnął, a jakże, butelkowozielone, zbrojone po bokach trzema szmaragdowymi strunami spodnie, i przepiękną pakerską bluzę z kapturem tak wielkim, że śmiało mógł robić za pelerynę. Dres będzie wzmacniał każdy Twój atak kierowany przeciw Apokalipsowi, da +10 do szybkości i +100 do wpierdolu! Korzystaj zeń mądrze. - Rzekł zdecydowanym tonem i zgrabnym ruchem złożył magiczne szaty w idealną kostkę.

- Dzięki Ci Panie! - Wykrzyknąłem, potem głos zamarł mi w krtani. - Złożyłem ręce, padłem na kolana i dziękczynnym wyrazem mordy dawałem upust swej wdzięczności, bo wzruszony głos odmawiał posłuszeństwa.

- Ostatnim i najważniejszym Darem jest Szmaragdowe Suspensorium! - zagrzmiał, nie zwracając uwagi na moje podzięki. - To dar wyjątkowy, albowiem powstrzymuje nienasycony apetyt Apokalipsa i niweluje jego mroczne i nieuczciwe ataki!

Głos mi się łamał, oczy szkliły. Tę walkę wygram na pewno. Zostanę superbohaterem. Supermanem naszych czasów. Czułem się zaszczycony.

- Jednakże musisz dowieść, że jesteś godny przyjęcia do naszego grona. Najpierw przejdziesz szkolenie, potem Trzy Próby, dzięki którym dowiedziesz, żeś na Dary zasłużył. - Po tej krótkiej przemowie uniósł rękę a trzy Dary, poderwane nieznaną siłą uniosły się i poszybowały w kierunku przeciwległych ścian. Każdy z darów znikł w jednej. Osłupiałem.

- Odesłałem na Ziemię każdy z trzech Darów. Twoimi Próbami będzie odnalezienie wszystkich, Albowiem jesteś
Jedynym by wszystkimi rządzić, 
Jedynym, by wszystkie odnaleźć, 
Jedynym, by wszystkie zgromadzić i w Szmaragdzie związać, 
W Krainach Ziemi gdzie zaległy Cienie!

- Lecz najpierw przejdziesz szkolenie u mojego najlepszego Wojownika. Dipsy! Już czas! - Powietrze zamigotało, zgęstniało i moim oczom ukazał się zielony Teletubiś. Wysoki, postawny, swoje stalowoszare, kwadratowe suspensorium zawiesił zaskakująco wysoko.

Duch Kosmicznego Szwadronu Zielonej Latarni rzekł.
- Trening zaczynamy od razu. Bez niego zapewne nie podołasz Próbom i Ziemia zostanie skazana na pożarcie przez Apokalipsa. Dipsy przygotuj się do walki!
Dipsy natychmiast się rozbroił, zdarł prędko swoje suspensorium - zapeewne abym miał jakiekolwiek szanse - po czym rzucił się na mnie z dzikim okrzykiem, a ja usłyszałem tylko mrożące krew w żyłach: "TULIMY!".

Nie pomnę co widziałem w miejscu po suspensorium. Pamiętam jedynie, że wrzasnąłem nieludzkim głosem. Z tym wrzaskiem na ustach obudziłem się i zwymiotowałem. Te kurewskie kartofle jednak były surowe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz