piątek, 24 stycznia 2020

Ścieżka Odwagi Vol.1 "Demony Polskie"

Włosy lepiły mi się od Melasy Wiedzy, przez co nawet łaskotały mnie w uszy po zbiciu się w zgrabne warkoczyki. Powróciwszy do Kwatery Głównej zastałem tylko puste przestrzenie. Dzięki całej wiedzy do jakiej miałem teraz dostęp wiedziałem, że muszę jedynie przejść pozostałe mi Ścieżki, Moi Mistrzowie wyprowadzając mnie z Ciemności AWiedzy wprost w blaski DoWiedzy zostali włączeni w Krąg Loży Szy-Derc'ów i Drgali sobie radośnie w Piątym Wymiarze, wysyłając ku mnie pozytywne fluktuacje. Czułem się jakbym nabył całkiem nowy zmysł. Nazwał bym go Pajęczym Zmysłem, ponieważ odbieranie n-wymiarowych drgających strun przywodziło na myśl zmyślny zmysł pajęczaków do odbierania drgań.
Wkroczyłem na Drogę Samopoznania, aby dowiedzieć się jakie będzie pierwsze zadanie. Ponownie rozbujałem mózgowy konektom do wartości krytycznych. W ciągu sekund wykonywałem miriady operacji zmiennoprzecinkowych. Nie wiedziałem co prawda po co, ale jednak wykonywałem i było to spektakularne. Obustronna telewizja, wizualizowała dla mnie najprawdopodobniejsze scenariusze Wyzwania, jednak moja Nieustraszoność osiągnęła poziom dorównujący jedynie mojej inteligencji.
Sięgnąłem po wysokooktanowy eliksir, który stał na stole. Nalałem pełen puchar i zaczerpnąłem haust herabaty Ulung. Poczułem Szmaragdowy Smak Nepalskich Zboczy i wnet myśli me pojaśniały. Odpowiedź była banalna. Musiałem jedynie przemóc swój najstraszniejszy lęk. To było aż tak oczywiste. Znając się od podszewki, przenicowałem skrytkę mentalnego Laboratorium Zmysłów i Profanacji Wszelakości, odnalazłem puszkę z napisem "Strachy Najstraszliwsze" i ją otworzyłem. Buchnął kłąb kurzu obrzydliwy, i ze środka wychynęło najstraszliwsze Monstrum jakie powiły wszystkie wymiary Wszechświata. Małe pokręcone kończyny obrośnięte purchawkami przyspawane były do wzdętego trupio bladego kałduna. Na długiej kościstej szyi bujała się larwalna morda przypominająca pędraka. Ale najgorszy był głos, ostry i piskliwy, który nieustannie wygłaszał złowieszcze inkantacje. Przeciągłe mamrotanie przechodziło w coraz wyraźniejsze słowa, a te przeradzały się w pełne zdania: "Jesteś Zzzzzzzzwycięzcą! Powtarzaj za mną! Come On! Jessssteś Zzzzwycięzcą!". Tyle mi wystarczyło.

- Karrramba! - rzuciłem błyskawicznie, a z mych dłoni wypłynęły potężne fala Światła, które zamieniły się, odpowiednio, lewa w szufelkę, a prawa w zmiotkę i nagłym naporem, zagnały Kołczelho na swoje pradawne leże, nim urósł w siłę. Momentalnie aportowałem się do Kwatery Głównej i przystąpiłem do działania.

Odsłonić musiałem swe miękkie podbrzusze, pozwolić zranić się w punkt najczulszy z najczulszych. Przez lata starć mentalnych Intelectum stało się niesamowicie odporne i ostre niczym obsydianowe ostrza Ludów Pierwotnych. Odwołałem się więc do Precognitium, do sfery Affectus, Sensibus i Frenesium.

Z falą uczuć napłynęły wspomnienia. Początkowo skąpe obrazy zamieniły się w seans 3D najgorszych wspomnień z dzieciństwa. Widziałem niesamowicie wyraźnie rzesze małych złośliwych kindernazistów. Śmiali się z dzieł mojego życia! Wykpiwali Kamysia, mojego pierwszego granitowego przyjaciela o oczach z plakatówki. wprost pokładali się na widok mojego Węża. To znaczy obrazka, który narysowałem na katechezie. Śmiali się z mojej interpretacji twórczości Janiny Porazińskiej. Wreszcie przypomniałem sobie jak te małe skurwysyny torturowały na moich oczach Plastusia, mojego pierwszego golema. - MotylaNogga! - rzuciłem przeciwzaklęcie, aby wydostać się z Pułapki Czarnych Myśli.

Ochłonąłem i przystąpiłem do Dzieła.

Akt twórczy owładnął całym mną. Ja byłem Twórczością i Twórczość była mną. Zespoiłem się z Wibracją Nici Frenetycznej Pierwotnej Twórczości i dawałem się ponieść. W poniesieniu przeszkadzał brak jakiegokolwiek malowidła, malidła i malowanidła. Krótko mówiąc byłem w czarnej dupie. Jednak Twórczy Pęd padł na Paint! I to padł zacnie i owocnie. Otwarły się przede mną wrota platońskiej Nowej Jaskini, miałem palcy dziesiątek u rąk i drugie tyle u nóg, (a w ostateczności jeszcze coś bym wymyślił), miałem dotykowy wyświetlacz zamiast ścian jakiniowych Przodków. Miałem też protoSieć i mogłem siać i wystawiać moją odwagę na pokuszenia i zwodzenia!

Mózg tworzył intelektualną podbudowę pod Dzieła. Artystyfikacja nabierała tempa. Wychodziły ze mnie najpierwotniejsze instynkty i zagłuszone przed Eonami uczucia, któym upust dawało jedynie frenetyczne akty Tworzenia. Dzikim, mhrocznym szałem nie dało się kierować, okres traumatycznej młodości skupił się w "Demonach Wojny Według Seby", pierwszym dziełom zapoczatkowujących Nowy ryt w malarstwie nazywany Technoprymitywizmem symboliczno-konceptualnym albo Cybernetyzmem Naiwnym. Me Ying i Yang wyfuzjowały wpierw pierwotny Krzyk!. Dziki i niepojęty.



To jednoaktowa opowieść o maskulinistycznej personifikacji samczej, patriarchalnej dominacji, osadzonej poprzez psychiczne traumy w pojęciu Białej Siły - siły kompensującej tłumioną wrażliwość i emocjonalność. A potem Krzyk przekształcił się w mongolski śpiew gardłowy. Czyngis popychał mnie ku Wojnie z całym światem. Natrafiłem na drogę i wpadłem w koleiny malarstwa emocjonalnie zaangażowanego. Powstał jaskrawy Ciężki Pieniądz.




To poruszająca epopeja ukazująca zmagania się jednostki z całym kapitalistycznym i opresyjnym środowiskiem zmierzającym ku nieuchronnej iście pragadziej Zagładzie!

Nadciągałem jak letnia burza. Byłem jak tuwimowa Lokomotywa i nieustannie przyspieszałem posapując z wysiłku. Rodziłem Sztuki.


Niespodziewanie powiłem mitycznego węża Cobra$$$a, który zwodził ludzi na pokuszenie od czasów Fenicjan. Mityczne nawiązanie zintensyfikowały szaleńczo pędzące skurcze porodowe.
Osmotyczność genialnych przekazów skupiło się w Manifeście, którego sztandarowym dziełem została Ironia, albo Ciężka Praca nie popłaca. I to zawołanie to była klątwa wywołująca najstraszliwsze, najbardziej demoniczne istoty o plugawych facjatach i straszliwych duszach.




Wywołałem pierwszego Janusza. Nie wiedziałem jeszcze, że zapoczątkowało to okres w mojej twórczości nazwany później cebulianizmem. 

Pierwszy wychynął Janusz Barbarzyńca. Prymitywna morda pełna nienawiści i agresji skrywała się pod szwarccharakterystyczną kanciastą gębą z kanciastym uśmieszkiem, skrywającym perfidne plany zatrudnień na umowach śmieciowych.




Kanał nadawczy był wąski, w kipieli demonicznych orgii przewijało się mnóstwo mord i jedne straszniejsze od drugich zastępowały poprzedników na tej fascynującej serii malarstwa portretowego. Barbarzyństwo zastąpiła Perfidia. Oczom mym ukazał się  Janusz Prowokator.



Lisia Chytrość wprost biła z zakazanej gęby, a ze ślepiów sypały się penta i heksagonalne skry fałszywie obiektywnych dysput ideologicznych. Zamarłem, odtworzyłem wiernie wizerunek demona i znikł zadowolony. Piekielny napór jednak przyspieszał.  W kłębach czarcich ogni zagotowało się, zabulgotało donośnie i z rękami założonymi na siebie niczym basza ukazał się uśmiechnięty niczym bogini wygranych walki, On. Janusz Zwycięzca.




 Zwycięstwo było jednak krótkie. Znowu coś się zagotowało, zabulgotało, zakipiało. Uśmiech zwycięskiego Janusza nie nikł. Był Terminatorem w swojej klasie, jednak zyskał ów grymas na zaciętości a sam Demonus Cebulionus  malał i nikł. Zamiast niego zaczął się materializować  Janusz Buntownik! 



Demon biernego i nieskutecznego oporu. Siał wokół siebie aurę rezygnacji, wycieńczenia, braku nadziei i niskich pensji. Gadzina wyjątkowo uparcie lgnęła do kilku wybranych grup zawodowych. Ale i tak klątwa skupiała się głównie na nauczycielach. To oni zapewniali mu memetyczną drogę do prokreacji i powielania Nasienia w umysłach młodzieży. Nasiliła się atmosfera duszności, zapachniało siarką i lotniskiem. Dzięki nagromadzeniu się mentalnej siły marzeń polskiej młodzieży i braku nadziei nauczycieli przedmiotów humanistycznych, miejsce na piedestale zajął Janusz z Wysp.


Szeroki, żabi uśmiech jego mordy dopełniała jedynie chciwość zrodzona z utraconych marzeń adeptów polskich Uniwersytetów i Szkół Wyższych i skupiająca się w oczodołach, których pustka mieszała się z kursami funta szterlinga. Był on dzięki Brexitowi wyraźnie osłabiony i dlatego po chwili pękł jak bańka mydlana a z oparów skanalizowanych przez mentalne nagromadzenia Pola powstał On.



Największy w piekle cynik wychowany na spiraconych filmach z Żanklodem, zrodzony z nienawiści do ludzi, nieludzi, świata, zaświata i Wszechświata. Lewa Ręka Wielowiekowej Niesprawiedliwości, Pan i Władca Opon i Kokajlu Mołotowa, Margines i IKS na Karcie Wyborczej, Duch Końca Rolki Papieru i Tuszu w Drukarce. Jego Homogeniczność Janusz Mściciel. Gdy zatryumfował, trąby z czeluści odegrały pierwsze akordy hitu Disco-Polo, którego Tytułu Nie Można Wymawiać i ustąpił miejsca sylwetce, może nieco mniej pozornej, nieco myszkomikicznej, z wielką IKS-DEową, makabryczną uśmiechomuszką, ale za to emanującą charyzmą łamiącą słabe umysły i niewielkie konie. Zmaterializował się Czarny Pan, na Kucu Trupio Bladym i Pryszczatym, Imię Jego KORWIN, a towarzyszyła mu Otchłań i Młodzież Wszechpolska!




Obrzydliwy był i obmierzły, co się obrócił obliczem to trochę gwałcił, bo zawsze trochę gwałcił. Uniesioną brwią dawał upust oczywistemu zaskoczeniu, nad swoim wynikiem wyborczym i tym że "Hitler przecież nie wiedział o obozach". Kuc jego stąpał dostojnie w stronę Progu. Wyborczego.

Przyszło gwałtowne otrzeźwienie i rzuciłem starodawnym, runicznym zaklęciem, zamykając ów piekielny Pochód Bladych Kucy w obrazie. Zacząłem pieczętowanie.

Sięgnąłem po Wiedzę Sumerów i rzuciłem twarde i zgrabne:

- TVOIA STARA!

Zapadka zaskoczyła, pieczęć przylgnęła do cyfrowej faktury pikseli i Janusz Korwin-Mikke znieruchomiał w antyramach.

Szybko przeskoczyłem do łaciny i kolejna kontra wybrzmiała dźwięcznie:

- Circulus Vitiosus!Circulus Vitiosus!Circulus Vitiosus!Circulus Vitiosus!Circulus Vitiosus!Circulus Vitiosus!Circulus Vitiosus!Circulus Vitiosus!Circulus Vitiosus!Circulus Vitiosus!Circulus Vitiosus!Circulus Vitiosus!Circulus Vitiosus!Circulus Vitiosus!Circulus Vitiosus!Circulus Vitiosus!Circulus Vitiosus!Circulus Vitiosus!Circulus Vitiosus!Circulus Vitiosus!Circulus Vitiosus!....

Siłą woli prerwałem to Błędne Koło. Włożyłem w tą klątwę tyle energii, że zapętlona uwięzi Korwinusa, na całe stulecia. Dla wzmocnienia efektu sięgnąłem po magię współczesną, intelektualnie wyzwoloną i czerpiącą z zasobów energetycznych przeciwnika. Każdy Janusz  był potężnym przeciwnikiem, ale TEN Janusz, był wyjątkowo potężny. Dziesięciolecia całe działały na niego potężne Klątwy Progu Wyborczego, a on i tak masakrował całe Rzesze Lewaków.

- ADHITLERUM-KURWAMAĆ!!!!!! 

Wykrzyczałem ostatnie zaklęcie pieczętujące, będące owocem związku głębokiego namysłu i kreatywności. Monitor zamigotał, dioda ładowania zamrugała z ulgą a ja sięgnąłem po łyk herbaty. Zasłużyłem. W końcu nie co dzień pokonuje się Demony Polskie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz